Strony

piątek, 13 grudnia 2013

Anielski podmuch #5

Brak wstępu. Amen.

Rozdział V
Moje stopy w rytmiczny tempie uderzały o asfalt. Przy każdy zetknęciu z ziemią, wzdrygałam się. Biegłam przed siebie i nie zważałam na nikogo. Nie obchodziło mnie to. Moim ciałem wstrząsały dreszcze, ale nie zważałam ani na to, ani na chłód przesycający mnie. Mijałam twarze dobrze mi znanych osób. Spoglądały czasem na mnie, ale widząc moje oczy, mokre od łez, rozmazany tusz na policzkach, odwracały wzrok. W głowie miałam pustkę. Czułam, że jeśli zacznę o czymś myśleć, ból zniszczy mnie. Słyszałam szum. Z niego wydobywali się raz po raz wykrzykiwane moje imię. I śmiech. Nie taki pozytywny. Śmiech, który zdawał się mówić, że jestem do niczego.
***
Obudziłam się z płaczem. Przez parę minut musiało dojść do mnie, że to był tylko sen...  Uspokojenia ponownie zasnęłam...
***
Siedziałyśmy z Cherry na stołówce. Dzień jak każdy. Gawędziłyśmy o różnych codziennych sprawach. Nagle na jednym ze stołów stanęła Miley. Poczułam, że coś się szykuje...
- Haloooo!!!! - rozległ się jej piękny głos - Mam ogłoszenie!
Na sali wszyscy zaczęli  szeptać.
- Dobra, cisza! - Miley miała chyba jakiś dar, bo każdy zamilkł jak zaklęty - Zapraszam wszystkich was na imprezę z okazji moich 15 urodzin! 
Uczniowie zaczęli wiwatować. Ja też przez chwilę klaskałam. W sumie, to czemu nie? Może nawet dzięki temu, moja podopieczna będzie szczęśliwsza... Nagle Cherry odciągnęła mnie na bok.
- Chyba tam nie pójdziemy, nie?!
- Yym... Ale dlaczego? - zdziwiłam się...
- Jeju, ty nie rozumiesz?! Ona nas wszystkich zaprasza, żeby jeszcze więcej osób zaczęło ją uwielbiać. O ile to możliwe. Po za tym na pewno chce dostać jak najwięcej jak najdroższych prezentów - podopieczna Belli wywróciła oczyma. Boże, czy ona nie rozumie, że to mi może pomóc wrócić do domu?!
- Ale... - lekko płaczliwym tonem szukałam w głowie właściwego argumentu. Niestety jak na złość nie potrafiłam kompletnie nic wymyślić.
- Ale co?! - Wisienka zmarszczyła brwi - Może Miley znaczy dla ciebie więcej niż ja???
- Nie, no co ty! - właściwie to skłamałam - Tylko ja po prostu muszę tam iść...
- Ach tak?! To pójdziesz sama. Na mnie nie masz co liczyć! - Cherry wydęła wargi - I pewnie będziesz podpierać ściany. Ojjj peszek... - otarła wyimaginowaną łzę i odeszła, pozostawiając mnie samą. Po chwili też ruszyłam do klasy. Spojrzałam na zegarek. Za 30 sekund zaczynała się lekcja. Zaczęłam biec i przeciskać się między ludźmi na korytarzu. Poczułam, że zaraz zacznę płakać. W tej chwili przypomniałam sobie mój sen. Był identyczny jak teraźniejsza chwila. Tylko, że teraz to była rzeczywistość.
C.D.N.
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz